„Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.”
Ta wspaniała modlitwa autorstwa Marka Aureliusza jest idealnym „skrótem myślowym” dzisiejszego artykułu.
To jak wyglądamy ma znaczenie i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.
Możemy sobie wmawiać, że te nadprogramowe kilogramy są kompletnie bez znaczenia, a wysyp trądziku to nasz znak szczególny. Możemy przekonywać, siebie i innych, że najważniejsze jest to, co w głowie i tak naprawdę liczy się wnętrze. Częściowo nawet nie sposób się z tym nie zgodzić, bo jednym ze smutniejszych widoków jest ładna buzia, która „plecie trzy po trzy”.
Ale najbardziej przygnębiający jest obraz „mądrej głowy i dobrego serca”, które kompletnie w siebie nie wierzy, bo w lustrze widzi jedynie długą listę kompleksów. Recepty zawsze szuka na zewnątrz, czyli w oczach swojego partnera, żony, męża, narzeczonej… – „Skoro mnie wybrała, to chyba nie jestem taki najgorszy./Skoro mnie zechciał, to znaczy, że mu się podobam.”
I wszystko byłoby fajnie, a problemu by nie było, gdyby takie „lekarstwo” było skuteczne. Niestety działa ono dopiero wtedy, gdy sam/sama zmierzysz się z tym, czego w sobie nie lubisz i zaakceptujesz to, czego zmienić się nie da.
Możesz płakać, jęczeć i umartwiać się nad sobą jedząc kolejne pudełko lodów. A możesz też wziąć odpowiedzialność za siebie i swój wygląd i zacząć od „przeglądu”. Tak nazywam kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut które masz spędzić przed lustrem w stroju Adama.
Przede wszystkim znajdź odpowiedni moment. Taki przegląd wymaga czasu i spokoju. Absolutnie nie można go robić w pośpiechu bądź z niepokojem, że za chwilę ktoś wtargnie do mieszkania, pokoju bądź łazienki.
Kolejny krok, to lustro. Najlepiej gdybyś mógł/mogła zobaczyć się w całości – od stóp do głowy. Jeśli jest ciemno, to zapal dobre światło. Chodzi o to, żeby nic Ci nie umknęło. Chodzi o to, żebyś przestał/a się już dłużej oszukiwać.
Gdy te dwa warunki zostaną spełnione, to możesz przystąpić do przeglądu. Popatrz na siebie i zaczynając od góry, bądź ze sobą szczera/y jak z najlepszym przyjacielem. Powiedz na głos co w sobie lubisz wymieniając wszystko po kolei, np. „Mam piękne i gęste włosy”, „Mam ładne oczy i tajemnicze spojrzenie”, „Mam fajny, zgrabny nos”, itd. Bądź maksymalnie drobiazgowa/y i jak nigdy przedtem, dostrzeż to, czego wcześniej nie doceniałaś/łeś.
Drugi etap jest bardziej wymagający, dlatego jeśli będzie Ci łatwiej, włącz sobie w tle ulubioną muzykę. Przygotuj też notes i długopis, a następnie przejdź do działania. Zaczynając od dołu, czyli od swoich stóp, wypisz w punktach to, czego w sobie nie lubisz. Wypisz wszystko, co Ci się w sobie nie podoba, wszystko, co od dawna jest Twoim kompleksem, np. – mam krzywe palce, mam grube łydki, mam duży brzuch, mam rozstępy na pośladkach…itd.
Najgorsze już za Tobą, bo spojrzałaś/łeś prawdzie w oczy. Etap trzeci to czas decyzji. Analizując każdy z punktów po kolei, musisz określić czy możesz to zmienić, czy musisz zaakceptować i pokochać, bo zmienić się nie da lub zwyczajnie nie warto. Czyli np. „czy mogę zmienić duży brzuch? Czy mogę zmienić grube łydki? Czy mogę zmienić żółte zęby?” Przy każdym „defekcie” zapisz jedno z tych słów: ZMIENIAM lub AKCEPTUJĘ.
Ostatni etap jest najtrudniejszy, bo to tutaj okaże się, że jedyną osobą odpowiedzialną za to jak wyglądasz jesteś Ty. To wtedy zrozumiesz, że tak wiele możesz, a tak niewiele do tej pory zrobiłaś/łeś. To w tym momencie podejmiesz zobowiązanie, że pierwszą rzeczą z jaką się rozprawisz będzie np. punkt szósty czyli przerzedzona czupryna. I to sobie obiecasz, że najlepiej jeszcze dziś wykonasz pierwszy mały krok w kierunku tej zmiany.
Część z Was pewnie uzna, że po takim przeglądzie może poczuć się jeszcze gorzej, więc po co to robić i po co się dobijać?! Rzecz w tym, że komplement od koleżanki, czy kolejne piwo z paczką chipsów poprawią nastrój tylko na chwilę. Prawdziwej rewolucji w postrzeganiu samego/samej siebie możesz dokonać tylko w jeden sposób – mierząc się z tym, czego dziś nie lubisz, a co jesteś w stanie zmienić.
Pokochaj swoje ostre rysy twarzy, bo one faktycznie dodają Ci charakteru. Zaakceptuj blizny pooperacyjne, bo są pamiątką wydarzeń, które na zawsze Cię zmieniły. A jeśli tak bardzo nie lubisz tej małej fałdki na brzuchu, to miej odwagę się z nią zmierzyć i zacznij ćwiczyć.
Na koniec – pamiętaj o szczerym uśmiechu. To najładniejsza Twoja ozdoba. 🙂